Nasze życie, pełne jest chwilowych
zrywów. Słomiany zapał. Momenty, gdy spływa na nas nieopisana
energia, motywacja, miłość do całego świata, chęć zmian.
Momenty, które przemijają równie szybko, jak i się pojawiają.
Znacie to? Coś lub ktoś, sprawia, że
dostajecie powera. Motywuje Was, zagrzewa do walki, podnosi na
duchu. Myślicie sobie: 'w sumie czemu nie? Czemu nie ja? Skoro inni
mogą to ja też!' Sukces jest przecież w zasięgu ręki. Twojej,
mojej. Taaaak uda mi się! Robisz mały krok w stronę obranego celu
i bum. Nie uda mi się. Nie nadaję się do tego. Ja nie mam tego, co
mają inni. Bez sensu. Wracam do szarej rzeczywistości. Nie sięgam
dalej, bo po co.
Znacie to? Niewiele brakowało, a
utracili byście kogoś, na kim bardzo Wam zależy. Poważna kłótnia
z partnerem. Wyprowadzka, długie milczenie, gorzkie słowa. Później
zgoda, skrucha i wielka miłość. Wielka nadzieja na to, że będzie
lepiej, bo rozłąka pokazała nam, ile dla siebie znaczymy.
Perspektywa utraty na zawsze, każe nam się starać. Nagle mamy
czas, by spojrzeć sobie w oczy, potrzymać za ręce, iść na spacer
czy wykonać krótki telefon w ciągu dnia. Mija dzień, dwa, tydzień
i wracamy do szarej rzeczywistości. O długoletniego partnera, nie
trzeba się starać, zdobywać, okazywać, że jest ważny. Przecież
on jest. I zawsze będzie. Na pewno?
Znacie to? Jesteśmy młodzi. Żyjemy w
ciągłym biegu, brakuje nam czasu na zjedzenie porządnego posiłku
czy zdrowy sen. Nie interesuje nas to z czego zrobili tego burgera,
ani to ile chemii jest w tej sproszkowanej zupce. Po pracy, nie mamy
siły na uprawianie sportu. W końcu całe nasze życie, przypomina
szaleńczy bieg. Szpitale, choroby i śmierć, to nie dla nas.
Przecież mamy na to jeszcze czas. Aż pewnego dnia, ktoś nam bliski
choruje, może nawet umiera. Widzimy cierpienie, zdajemy sobie
sprawę, że śmierć jest blisko, codziennie. Tu nie ma znaczenia
to, ile mamy lat. Nagle, przychodzi olśnienie. Zacznę żyć zdrowo!
Jeść regularnie, dużo warzyw, owoców, żadnych fast foodów. No i
sport! Koniecznie. Tydzień, dwa... wracamy do starych nawyków.
Widmo choroby i śmierci zbladło, to i motywacja spadła. Przecież
nie mamy czasu na to, by o siebie zadbać. Później. Jak już coś
osiągniemy w życiu, dorobimy się domu i wymarzonego samochodu. Ale
co jeśli nie zdążymy się tym nacieszyć, bo nasze ciało spłata
nam figla?
Przykłady można mnożyć, ale sens
jest jeden. Jak wyglądałoby nasze życie, gdyby te chwile trwały
dłużej? Gdybyśmy pielęgnowali w sobie te momenty, nie pozwalając
im odejść? O ile lepsze mogłoby być nasze życie, gdybyśmy wciąż
nie wracali do swoich starych, często złych, nawyków i schematów?
Czasem wystarczy spróbować. I wytrwać.