Gdyby nie lumpeksy, byłabym bankrutem.
Mam bowiem pewną słabość, do której czasem wstyd się przyznać.
Kocham ubrania! A już sukienki szczególnie.
Zaglądając do mojej szafy, już na
pierwszy rzut oka mogę ocenić, że ponad połowa jej zawartości to
zdobycze z lumpeksów. To samo mogłabym pewnie powiedzieć o szafie
Matyldy. Piszę o tym, bo z prawie każdego łupu jestem dumna. To
nie to, że nie mogłabym kupować ubrań nowych, bo może i bym
mogła. Tu chodzi o to, że kupowanie w lumpeksach daje mi
satysfakcje. Każde z tych ubrań mnie cieszy, bo jak tu się nie
cieszyć, gdy przy kasie słyszy się: 3,50 proszę, a później, od
koleżanek: „piękna, gdzie kupiłaś?!” ? No właśnie. Lubię
oszczędzać, ale lubię też kupować ubrania. I właśnie dzięki
lumpeksom, mam taką możliwość, by połączyć jedno z drugim.
Pamiętam, że gdy byłam małą
dziewczynką, a mama przy okazji jakichś zakupów wciągała mnie do
sklepów z odzieżą używaną, czułam wstyd i zażenowanie.
Myślałam tylko o tym, jakby tu się stać niewidzialną. Nic
dziwnego, bo wtedy lumpeksy nie były ani modne, ani fajne. Pamiętam,
że strasznie tam śmierdziało i naprawdę rzadko można było
znaleźć coś fajnego. Zdarzały się sytuacje, gdy któraś z
koleżanek pytała mnie skąd mam tą super bluzkę, a ja odwracałam
wzrok, mówiąc: NIE WIEM, mama mi kupiła. Teraz wiele się
zmieniło. Nie tylko mój stosunek do lumpeksów, ale i stosunek
właścicieli lumpeksów do klienta. Teraz sklepy z odzieżą używaną
to butiki, pachnące, z atrakcyjnym wnętrzem i z przyjemną dla ucha
muzyką. Klientela jest przeróżna, ale w większości to same
dobrze, wręcz bogato, ubrane kobiety. Lumpeks daje bowiem szansę na
wygrzebanie rzeczy naprawdę oryginalnych, takich, których nie
znajdzie się w sieciówkach. Lumpeksy to raj dla kobiet, które
lubią się wyróżniać.
Żeby nie było, że lumpeksy to same
superlatywy... muszę napisać też, że zakochując się w
lumpeksach, łatwo wpaść w pułapkę. Pamiętam, że gdy zaczęłam
regularnie odwiedzać tego typu sklepy, kupowałam wręcz hurtowe
ilości ubrań. I to niekoniecznie w moim stylu, a nawet złym
rozmiarze (oj tam, oversize...). W końcu za kilogram to tylko 20 zł,
co tam! W ten sposób nabyłam sporo ubrań, które później
musiałam komuś oddać lub takich, które do dziś wiszą w szafie
czekając na swój wielki dzień. Na szczęście w porę się
opamiętałam i ustaliłam kilka swoich zasad polowania ( ;) )
Jak kupować w lumpeksach?
Powoli.
Pośpiech nie jest Twoim
sprzymierzeńcem. Wraz z pośpiechem, pojawiają się wymówki w
stylu: przymierzę w domu, oj tam na pewno będą dobre, to tylko
kilka złotych. Zakupy w lumpeksach, niestety często są
czasochłonne. Nawet jeśli znajdziesz już pasujące na Ciebie
ubranie, musisz dobrze się mu przyjrzeć. I tu przechodzimy do
kolejnego punktu.
Światło dzienne
Niestety, w większości lumpeksów
światło jest bardzo marne. Nie ukrywajmy, sprzedawcom jest to na
rękę. W takim oświetleniu wielu plam i wad, po prostu nie jesteśmy
w stanie zobaczyć. Przymierzyłaś ubranie i wyglądasz w nim bosko?
To teraz tup tup, pod okno i obejrzyj ubranie z każdej strony. Jeśli
wydaje Ci się, że plama może nie zejść... nie kupuj, bo
najpewniej tak będzie. Mała dziurka na szwie? Jesteś w stanie to
zszyć. Pamiętaj, by realnie oceniać swoje szanse na naprawę
ubrania.
W lumpeksach często tym, co przyćmiewa nasz umysł jest niska cena. Warto zastanowić się czy dana rzecz, pasuje do naszej garderoby, czy na pewno jest w naszym stylu i dobrze w niej wyglądamy? Ja zawsze zadaję sobie jedno podstawowe pytanie: Czy gdybym miała kupić to ubranie w sklepie, za standardową cenę, kupiłabym je? Nie zawsze się go trzymam, bo zdarzają się wyjątki, ale mimo to, jest bardzo pomocne!
Ja ich unikam. Nie znoszę tłumów i
chamstwa, a te dwa czynniki niestety często spotykają się na
dostawie w lumpeksach. Wolę sobie odpuścić i iść w bardziej
luźny dzień. Jeśli masz silne nerwy i nie denerwuje Cię to, że
co jakiś czas, ktoś próbuje Cię zdeptać lub przestawić Ci żebra
łokciem, idź! Pamiętaj jednak, że czeka Cię dłuuuga kolejka do
przymierzalni, a pośpiech... patrz punkt 1.